top of page

Sławomir Sulej – urodził się 6 września 1949 we Wrocławiu. Jest aktorem teatralnym, filmowym i telewizyjnym. Choć, jak sam przyznaje, planował zostać księdzem. W 1977 roku ukończył studia na Wydziale Lalkarskim w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej we Wrocławiu. Dziś, w tym samym mieście, na Wydziale Scenografii w Akademii Sztuk Pięknych im. Eugeniusza Gepperta studiuje córka Sławomira Suleja – Sara, absolwentka Zespołu Państwowych Szkół Plastycznych im. T. Makowskiego w Łodzi.

              Aktor współpracował m.in. z teatrami w Legnicy, Jeleniej Górze, Częstochowie i Kaliszu. Najdłużej związał się ze sceną łódzką – z Teatrem Studyjnym przy PWSFTviT im. L. Schillera (wcześniej Teatr Ziemi Łódzkiej i Teatr im. Juliana Tuwima) i z Teatrem Nowym. Do jego najważniejszych ról teatralnych należą Hrabia Henryk w „Nie-Boskiej komedii”, Porfiry w „Zbrodni i karze” i Biały Klown w „Przedstawieniu pożegnalnym”. W filmach grywa głównie postaci charakterystyczne (np. Kudłaty w „Killerze”, Małpa w „Poranku kojota”, Wyrek w „Psach II” oraz Karaś w „Pitbullu”). Aktor wspomina, że wszystko zaczęło się w latach 80. XX wieku: „Kiedy ogoliłem głowę, w teatrze zaczęto mnie obsadzać w rolach „schwarz [czarnych] charakterów”. Chciałbym kiedyś zagrać kogoś miłego, rodzinnego i ciepłego, bo taki naprawdę jestem. Płaczę na filmach. Do tej pory tylko jeden reżyser, Remigiusz Caban, dostrzegł, że byłbym dobry w tego typu rolach. Przymierzaliśmy się kiedyś do spektaklu „Opowieść o zoo", w którym miałem zagrać nobliwego amerykańskiego tatusia z dwójką dzieci. To mi się bardzo spodobało, ale nie doszło do premiery”. Niewątpliwie Sławomir Sulej jest aktorem charyzmatycznym. Osoby, które z nim współpracują, podkreślają, że mógłby wcielić się w każdą rolę. A prywatnie jest „duszą towarzystwa”, gawędziarzem, człowiekiem niezwykle dowcipnym i pogodnym.

              Aktor podkreśla, że w swoim życiu miewał trudniejsze okresy. To były czasy, kiedy nie grał na scenie. Moment „takiej nudy, która aktora całkowicie rozwala”. Problemem stają się wtedy nie tylko pieniądze, lecz przede wszystkim twórcze „rozleniwienie”: „Z aktorstwem nie jest jak z jazdą na rowerze, że się po latach wsiada i się jedzie. Jednak oswajanie się ze sceną, z partnerem czy z tą całą atmosferą nie jest bez znaczenia”. Praca w teatrze stwarza artyście nowe wyzwania. To stałe doskonalenie roli, którą się odgrywa. Gotowość do zmian i umiejętność reagowania na publiczność. A ta bywa wymagająca. Najtrudniej grać dla dzieci i nastolatków. Celem staje się zainteresowanie młodych odbiorców nawet wtedy, gdyby to oznaczało, że „trzeba wyżej skakać”  [Remigiusz Caban]. Kontakt z widownią bywa „bolesny”. Dzieje się tak wówczas, gdy ludzie nie reagują na spektakl i np. oglądając komedię, nie śmieją się. Gdy publiczność „nie obnaża się ze swoim śmiechem, to jest niebezpieczne”. Aktor w takim momencie może „przekroczyć pewną barierę czy dobrego smaku, czy tego, czego oczekiwał reżyser”.

              Sławomir Sulej najlepiej odnajduje się w teatrze: „Uwielbiam teatr i nigdy bym go nie zamienił, nawet gdybym miał taką propozycję. Oczywiście, gdybym dostał główną rolę w filmie, to bym nie odmówił. Ale żeby tak się przestawić całkowicie na film i odizolować się od teatru – Boże, broń! Teatr jest wspaniały, teatr jest cudowny”. Jest aktorem aktywnym. Można go oglądać na deskach Teatru Nowego im. Kazimierza Dejmka w Łodzi (m.in. „Policja”, „Antygona w Nowym Jorku”, „Dogville”, „Kto nie ma, nie płaci”, „Juliusz Cezar wierzy w poranek”, „Opowieść wigilijna”). I dalej nie opuszcza go trema. Brzmi to paradoksalnie, ale Sławomir Sulej twierdzi, że gdyby zniknął niepokój, który pojawia się przed wejściem na scenę, musiałby przejść na emeryturę. A przecież, my widzowie, tego nie chcemy.

 

Karolina Woszczyk

bottom of page